Blog Olafa Styl Życia
Moje:...
Prowadzę, w miarę, higieniczny tryb życia, ale wszystko, co robię, czynię z przyjemnością i bez stresu. Zacznę od tego, że nie spożywam mocnych trunków. Piwo, i owszem: od czasu do czasu. Ponieważ ćwiczę kulturystykę, nie jeżdżę rowerem (przynajmniej na razie), tylko dużo i regularnie spaceruję, a raczej: swobodnie maszeruję. Żeby było ciekawiej, zmieniłem w swoim szacownym wieku technikę chodzenia i aby mięśnie nóg bardziej przy takim spacerze (kilka godzin każdego dnia) pracowały, chodzę w ten sposób, że stawianie kroku rozpoczynam od palców. Opanowanie tej techniki chodzenia zajęło mi dobre pół roku, ale jest już dobrze, gdyż nie myśłę o tym, jak stawiać stopy. Mieszkam w zdrowym otoczeniu, a więc: nie martwią mnie ani dymy z kominów, ani spaliny samochodów. Nie wyobrażam sobie dnia bez spaceru, który w połowie przerywam wypiciem dobrej kawy, co stanowi, na ogół, mój pierwszy posiłek. Nigdy nie jadam więc śniadań, a swój pierwszy posiłek (oprócz wspomnianej kawki wypijanej w przytulnej kawiarence) spożywam na ogół około godziny 17, a później już tylko niczego sobie, pod względem obfitości, rzecz jasna, kolacja i spanie. Spacery umilam sobie cudowną muzyką płynącą do moich uszu prosto ze słuchawek zaopatrzonych w ANC. I jest pięknie!
...A co dalej z kulturystyką? No tak, nastaje już lato, a doświadczeń przybywa i pragnę się nimi tutaj podzielić - z pewnej już perspektywy czasu, rzecz jasna. Zacznijmy od tego, że samo zajęcie postrzegam w dwóch nierozłącznych od siebie aspektach, a mianowicie: mentalnej i fizycznej. Celowo na pierwszym miejscu umieściłem "mentalność", gdyż jest ona ważniejsza od technicznej strony ćwiczeń. Co mam na myśli? Ano to, że nastawienie psychiczne do ćwiczeń musi być jak najbardziej pozytywne i nie wystarczy tutaj sama chęć zainkasowania przyzwoitego wyglądu, gdyż praca nad nim (rzeźbą ciała) jest rozciągnięta, i to niemiłosiernie, w czasie i w związku z tym trzeba się stosownie nastawić psychicznie, aby było łatwo do końca życia zajmować się kulturystyką. Wiem, że nie jest to wszystko takie proste, bo przecież, gdyby było, każdy facet szczyciłby się piękną sylwetką i rzeźbą ciała. Na dzień dzisiejszy moje kulturystyczne zajęcia wyglądają tak: poniedziałek, wtorek i środa - ćwiczenia w takim oto zestawie: rozgrzewka w formie czterech serii podciągania naprzemiennego, z nachwytem i podchwytem, na drążku (w sumie 36 razy), i dalej: ławeczka w dwóch nastawieniach (35 stopni oraz płasko) z trzema seriami po sześć dźwigania sztangi (34 kg.) oraz "rozpiętki" z 40 kilogramami, także w trzech seriach po sześć każda. Potem prasa i nogi oraz trzy serie na biceps z ciężarem 30 kg. I dalej - dzień przerwy i kolejne dwa dni z ćwiczeniami. Ustalenie harmonogramu trzy dni i przerwa jeden dzień oraz dwa i przerwa daje wspaniały komfort psychiczny, bo cieszę się, gdy nastają te dwa dni przerwy. Podciąganie na drążku rozciągnąłem nieco w czasie, aby zbytnio nie szafować oddechem i móc, bez problemów, przystępować potem do ćwiczeń ze sztangą. Nadrzędnym warunkiem powodzenia ćwiczeń, to znaczy: uzyskiwania zadawalających rezultatów jest ich systematyczność. Zorganizowałem sobie to w ten sposób, iż cały zestaw ćwiczeń kończę nie później niż o szóstej rano. A potem spanie w świetnym anturażu zmęczenia, ale także i wielkiego zadowolenia. Ciężary będę zmieniać dopiero wówczas, gdy już całkiem swobodnie wykonam wszystkie serie ćwiczeń. Chodzi głównie o to, aby nie nabawić się kontuzji. A poza tym, nigdzie mi nie spieszno i mam czas na kontynuowanie ćwiczeń do końca życia lub aż do mementu, gdy zdrowie na to nie pozwoli - i oby tak się nigdy nie stało! Nie oglądam też swojej sylwetki w lustrze (nie jest to łatwe, bo pokusa wielka, aby się jednak ocenić), gdyż to dopiero zaplanowałem uczynić w pierwszym dniu jesieni. Wszystkie ćwiczenia mam tak zorganizowane, że nie muszę marnować czasu na zmianę obciążeń. Jest więc super, i oby tak już było zawsze. Jesienią planuję już pokazać zdjęcia efektów uprawiania kulturystyki w tak szacownym wieku. No cóż: pożyjemy, zobaczymy...
Kilka istotnych uwag, i tak: po pierwsze - nie można dopuścić do kryzysu, czyli innymi słowy: zwątpienia w sukces, a uzyskamy to dzięki stosownemu ustawieniu cyklu ćwiczeń w obrębie każdego tygodnia (trzy dni ćwiczeń, jeden dzień przerwy i kolejne dwa dni i dzień przerwy - każdy dzień przerwy to prawie święto odpoczynku!); po drugie - tak należy dobrać obciążenia, aby uzyskać spory wysiłek przy wykonywaniu kolejnych serii i w żadnym wypadku nie forsujemy zwiększania ciężarów, bo na to zawsze mamy czas, a unikniemy kontuzji, która spowoduje przerwę w ćwiczeniach, co z kolei osłabia przyszłe efekty, gdyż systematyczność w kulturystyce jest najważniejsza (pamiętamy też o tym, że nie podnosimy ciężarów dla uzyskania większej i coraz to większej siły, ale robimy to po to, aby uzyskać upragnioną rzeźbę); po trzecie - jeżeli zdarzy się nam taka sytuacja, w której czujemy, że zaczynają pobolewać nas stawy lub jakieś partie mięśni natychmiast rezygnujemy z takiego bolesnego ćwiczenia (w moim przypadku nie podnoszę sztangi usadowiony na ławeczce pod kątem 70 stopni); po czwarte - musimy być świadomi tego, że osiągnięcie upragnionej rzeźby naszego ciała pociąga za sobą konieczność stosowania ćwiczeń do końca życia (po osiągnięciu zadawalających nas wyników możemy zmniejszać intensywność ćwiczeń, ale nie wolno z nich rezygnować, i to pod żadnym pozorem!), gdyż w przypadku ich przerwania staną się one sflaczałe i będą wręcz szpecić nasze ciało; i wreszcie po piąte - nie oszukujemy siebie samych, a więc: sprawdzamy przyrosty mięśni i nie patrzymy na swój wiek pod kątem tego, że jesteśmy już zbyt starzy, aby uprawiać kulturystykę właśnie... I jeszcze jedna, jakże istona, uwaga, otóż: stosujemy intensywną rozgrzewkę, bez której nie wolno nam, w ogóle, rozpoczynać ćwiczeń - w moim przypadku rozgrzewkę zawsze kończą podciągania na drążku. No i kontrolujemy nasze ciśnienie. Wskazane są także wizyty u lekarza, tak od czasu do czasu, i to nawet wówczas, gdy czujemy się znakomicie. Powodzenia!