Forum seniorrzy Zawiłości prostaty - Forum Seniorzy

Forum Seniorzy

forum seniorów
forum seniorów
Forum Seniorzy
Forum Seniorów
Forum Seniorki i Seniora
Forum Seniorzy
Forum Seniorów
Forum Seniorki i Seniora
Forum Seniorów
Forum Seniorki i Seniora
Title
Przejdź do treści

Forum seniorrzy Zawiłości prostaty

Tajniki zdrowia
Faceci! Prostata to stosunkowo mały rozmiarem detal w naszym organiźmie, ale z ogromnym potencjałem strasznej... ba! śmiertelnej dolegliwości, a mianowicie: złośliwego raka.
Lekceważony potrafi w skrajnych wypadkach (pełnych cierpienia i bólu) zabić. Pamiętajcie o tym i badajcie, przede wszystkim, swoje PSA, ale i śmiało kroczcie do urologa - zwłaszcza, gdy stuknie Wam pięćdziesiątka, a objawów nienormalności nie uświadczycie.
Postaram się krok po kroku, w miarę precyzyjnie i bez ogródek, opisać Wam mój przypadek. Zamieszczę także pełną dokumentację medyczną, aby wszystko uprawdopodobnić, a i doradzić: co i jak...
forum seniorów
forum seniora
...U mnie zaczęło się wszystko w kategorii przypadku, gdyż nie miałem żadnych dolegliwości, a i samopoczucie było, jak zwykle u mnie, doskonałe...
...Któregoś dnia postanowiłem skorzystać z darmowego pakietu badań "50+", no i się zaczęło...
Te badania zrobione jesienią 2021 roku miały jak najbardziej zadawalające wyniki, oprócz PSA - rzecz jasna. Wynik PSA był 6.70 i wprawdzie zaznaczono, że jest zbyt wysoki, to po przeczytaniu w internecie informacji na temat dopuszczalnych norm (dla mnie to była wartość: 6.5) spokojnie postanowiłem zaczekać [sic!] trzy miesiące i zrobić sobie badanie PSA na własny koszt. Ku mojemu zdumieniu, po trzech miesiącach wynik PSA był już dużo wyższy i wynosił: 7.75. Raz jeszcze podkreślam, iż żadnych niepokojących objawów nie miałem, a oddawanie moczu było, jak zawsze, w normie, no... może tylko parcie było większe.

Pomaszerowałem zatem do urologa (przesympatyczna i empatyczna dr A. Nieradka), która zadziałała szybko i sprawnie. Po badaniu "per rectum" stwierdziła, że sytuacja jest, raczej, niepokojąca i dostałem skierowanie na rezonans magnetyczny RM. Po miesiącu byłem już po rezonansie i dostałem skierowanie na biobsję. Zdecydowałem się na biobsję fuzyjną i... internet "skierował" mnie do dr Tomasza Drabarka, który niezwykle miło się mną zajął i nawet raczył do mnie dzwonić. Miałem na myśli biobsję fuzyjną wykonaną przez krocze, ale jak się później okazało, została ona wykonana metodą tradycyjną, przy wykorzystaniu obrazu rezonansu, aby dokładnie "wstrzelić się" w obszary prostaty ze zmianami wykazanymi na obrazie MR. Cena była zabójcza i do tego czułem się oszukany, że jednak wszystko odbyło się tradycyjną metodą, a więc: boleśnie i nieprzyjemnie.
To była połowa września 2022 roku. O wynikach poinformował mnie telefonicznie dr Drabarek i na spotkaniu oznajmił mi (okraszając swoje słowa sporą dozą uśmiechu - co mnie bardzo, ale to bardzo: zdziwiło i zabolało - w końcu upiorna nowina!), że mam złośliwego raka. Jego słowa: "ma pan szczęście bo skala Gleasena 3.3 dobrze rokuje". Dalej przedstawił mi do wyboru warianty postępowania i ew. procedurę leczenia.

Przerażony, a wręcz: osłupiały (w końcu wiadomość o złośliwym raku to dramat!) słuchałem tych wywodów na temat wariantów rozwiązań. Dr Drabarek wymienił trzy, i tak: czekać pół roku; poddać się radioterapii/chemioterapii albo operacja. Bez zawahania wybrałem operację i tylko martwiłem się jej kosztami, gdyż interesowała mnie tylko taka w asyście robota Da Vinci. Dr Drabarek uspokoił mnie i powiedział: "zrobimy to na NFZ i proszę się nie martwić. Potrzebne będą tylko dodatkowe badania: TK jamy brzusznej, scyntygrafia kości oraz RTG klatki piersiowej". I dalej kontynuował: "w poniedziałek zadzwonią do pana dziewczyny ze Swissmedu i wszystko zostanie dokładnie ustalone". Wychodziłem od lekarza skołowany, ale i z wielką, ba, ogromną nadzieją, że wszystko uda się załatwić szybko i sprawnie, bo przecież operacja w asyście robota Da Vinci pozwoli między innymi na zachowanie sprawności seksualnej i odbędzie się w anturażu najnowszej technologii. W przyrzeczony poniedziałek nikt do mnie nie zadzwonił i tak przez kilka następnych dni - żadnego telefonu. Zacząłem zatem ja dzwonić do dr Tomasza Drabarka, ale ten... nie odbierał telefonów. Masakra!!! Byłem zdruzgotany i nie potrafiłem logicznie myśleć, w końcu permanentnie niemiłe towarzystwo złośliwego raka (zacząłem, rzecz jasna, czytać i czytać w przepastnych zasobach internetu wszystko o tym paskudztwie) utrudnia w życiu wszystko - zwłaszcza w sferze mentalnej. Załamałem się!

...Pozbierałem się, mniej więcej, po tygodniu i udałem zaopatrzony w skierowanie od "mojego" urologa do szpitala. Tam przyjęto mnie bardzo profesjonalnie, a przede wszystkim: życzliwie. Dr A. Mikszewicz (podkreślam z całą mocą: nie miałem, a i nie mam w świecie lekarskim żadnych znajomości) pochylł się nad moją prośbą o przeprowadzenie operacji robotycznej i wyznaczył ją na styczeń 2023 roku twierdząc, że nie ma pośpiechu, gdyż w moim konkretnym przypadku Gleasen jest 3.3. Warto jeszcze w tym miejscu dodać, że mój PSA wynosił wówczas już 9.8 i rósł o ok. 0.7 w skali miesiąca, a zatem rak rozwijał się piorunująco szybko, co potwierdził późniejszy wynik histopatologiczny wyciętego organu po prostatektomii radykalnej. 23 strycznia 2023 przeprowadził operację dr W. Narożański, a 25 byłem już w domu. Zostałem wypisany ze szpitala z cewnikiem, chociaż moja lektura internetowa wskazywała, że powinienem opóścić szpital bez cewnika - czyli: internet często kłamie, i nie jest to jakiś wyświechtany frazes, ale prawda. Zaskoczeniem dla mnie były też blizny pooperacyjne rozmieszczone w zupełnie innych miejscach, niż pokazywały to internetowe fotografie. Wracając do opisu histopatologicznego wyciętego stercza nasuwa się jeden, jakże istony, wniosek, otóż: czekanie z operacją do stycznia (bo G 3.3), czyli ponad czrery miesiące, było absolutnie złe i niebezpieczne. Opis histopatologiczny podaje, że Gleasen wynosił w obszarze 35% prostaty 4, a nawet 5 w obszarze objętości stercza 5% i tylko w 60% objętości wynosił 3. Niezrozumiałe jest jednak to, iż podaje się te przytoczone wyżej dane dla 100% objętości stercza, a potem dodaje,, że reszta to łagodny przerost prostaty, chociaż 100 procent zostało już zarezerwowane dla pełnego opisu komórek rakowych w skali Gleasena.

Wracając jeszcze do dr Tomasza Drabarka i jego jednej z propozycji, a mianowicie: "czekania pół roku", aby zobaczyć, co się będzie działo, to totalna paranoja, gdyż w świetle wyników histopatologicznych było by już po mnie. Lekarz z takim doświadczeniem, który wiedział, że moje PSA rośnie lawinowo, nie powinien czegoś takiego proponować. O nie!!!
I jeszcze jedna uwaga, otóż: to nie jest żaden rodzaj hejtu, ale szczera prawda o lekarzu, dla którego empatia i podstawowa zasada lekarskiej normy etycznej: "primum non nocere" to kwestie absolutnie obce, odległe i wręcz: nieprzyswajalne. Szalenie istotne w tym względzie jest także prostackie unikanie rozmowy, a wystarczyło przecież zakomunikować, że nie ma szans na taką operację i że się przeliczył... Choremu na złośliwego raka należy się przecież więcej empatii i wyrozumiałości w jego jakże ciężkich chwilach, prawda?

Nic to, żyjemy i jest dobrze, ba! bardzo dobrze...

Po ośmiu miesiącach od operacji moje PSA to stabilne od trzech miesięcy 0.117. Warto w tym miejscu wspomnieć, że po trzech miesiącach od operacji PSA było 0.059, a po miesiącu podskoczyło do 0.118 i wówczas, "uświadomiony" przez internetowe informacje załamałem się, bo niby wartość PSA po prostatektomii radykalnej nie powinna przekraczać 0.1. Onkolog, który mnie prowadzi wyprostował tę wiedzę komunikując, iż graniczne jest tutaj 0.2, ale dla uspokojenia zlecił Rezonans Magnetyczny, i wynik był super! Podczas operacji oszczędzono mi szyję pęcherza, zachowano długość cewki oraz prawy pęczek odpowiedzialny za erekcję. I stąd to wyższe PSA - ufff...

Pamiętam doskonale dzień, w którym otrzymałem wynik PSA 0.118. Była piękna słoneczna pogoda, słońce leniwie wyzłacało wszystko, co mnie poza oknami pokoju otaczało: drzewa, kwiaty, budynki... Spojrzałem na wynik PSA i gorące, jak owo słońce za oknem, łzy popłynęły strumieniem po policzkach. Pamiętam to doskonale. Ale tak było tylko jeden jedyny raz w okresie mojego zmagania ze śmiertelną chorobą...
Teraz jest już ok, a zatem: z trzymaniem moczu prawie idealnie (pilnie i systematycznie ćwiczę), a i z erekcją - także.
...I cóż: żyję i mam nadzieję, że wszystko co jest pod kontrolą, nie będzie upiorną zmorą mojego dalszego życia.

Z całej tej historii wypływa także jeszcze jeden szczególnie ważny wniosek, otóż: biobsja niechybnie powoduje znaczne zwiększenie aktywności rozwoju komórek raka, co wynika chociażby z faktu porównania wyników rezonansu, samej biobsji i później histopatologicznych wyników usuniętego stercza. To bardzo ważne spostrzeżenie, gdyż każe nam nie cekać z operacją nawet kilku dni...

Raz jeszcze wracam do początków mojego pisania: Faceci! Dbajcie o siebie i kontrolujcie swoje PSA, a i ochoczo dreptajcie do urologa, gdy stuknie wam czterdziestka, gdyż ze sterczem nie ma żartów.
Ten rak, zawsze złośliwy, jako jedyny rozwija się wieloogniskowo i jak już zacznie, to czyni to w iście sprinterskim tempie, a i nie ma litości, w skrajnych przypadkach, dla naszego istnienia...
Nie lekceważmy tego, bo zdradliwy i, w sumie, często bezobjawowy morderca może zaistnieć w każdym mężczyżnie. I to niezależnie od wieku!...

Załączone zdjęcia, kolejno od góry: Rezenans miednicy, biobsja fuzyjna, operacja, histopatologia usuniętego stercza x 2, ponowne MR, no i miejsce, w którym robiłem kolejne badania PSA. Na początku bardzo, ale to bardzo się bałem, a potem strach uleciał jak mydlana bańka, ale wspomnienie tego budynku pozostało. I wiecznym pozostanie...

...A w razie pytań - kontakt przez "Forum-zdrowie" - serdecznie wszystkich zapraszam.
MR
biobsja fuzyjna
operacja
opis mkroskopowy
aktualne zdjęcie
prostata
stercz
Badania PSA
Wnioski
Pierwszy i jakże istotny wniosek, to: nie boimy się niczego, tylko, w miarę możliwości, dzielmie walczymy...
Drugi: wyrzucamy z naszej codziennej diety czerwone mięso i jego przetwory...
Trzeci: alkohol od czasu do czasu, ot, okazjonalnie. I żadnych papierosów...
Czwarty: permanentna aktywność fizyczna każdego dnia - najlepiej długie spacery i kulturystyka...
Piąty: lubimy, a i często odwiedzamy, naszych lekarzy...

Wyposażeni w tak ważkie postanowienia zakładamy, że na życiu to nam już... nie zależy, gdyż możemy w zdrowiu i sprawności fizycznej oraz mentalnej żyć nawet i... trzysta lat. A co!
...I taka tam sobie refleksja, może i nie jedyna, ale o tym potem:
Studiując wszystko to, co w "przepastnych zasobach internetu" można znależć, skupiłem swoją uwagę na detal, który determinuje pooperacyjne problemy z nietrzymaniem moczu. Otóż, okazuje się, iż szalenie istonym problemem jest: dokładne wypreparowanie szczytu stercza w taki sposób, aby nie uszkodzić nawet jednego włókna mięśnia zwieracza cewki. Zaznaczam, że przed prostatektomią radykalną, nie miałem żadnych, ale to najmniejszych problemów z trzymaniem moczu!
W opisie operacji wykonanej przez dr W. Narożańskiego można przeczytać, że dokonał on cięcia na ostro szczytu stercza, a więc niczego nie preparował i z pewnością tym samym "oberwało" się mięśniowi zwieracza cewki moczowej. I stąd moja uciążliwa walka z problemem nietrzymania mozczu. To wielki dyskomfort, zwłaszcza w moim przypadku, ponieważ każdego dnia staram się przejść minimum dziesięć kilkometrów. Przez pierwsze miesiące po operacji nie chodziłem zbyt wiele i problem nietrzymania moczu raczej nie występował już po trzech miesiącach. Spacery - te długie, rzecz jasna - powodują, że kłopoty z nietrzymaniem moczu są bardzo, ale to bardzo uciążliwe...

Tak sobie myślę, że operator poszedł po najmniejszej linii oporu i nie przejmując się przyszłymi skutkami odciął co trzeba i... nie trzeba. Przecież to była operacja w asyscie robota Da Vinci i należało to wykorzystać przy dodatkowym nakładzie pracy. Ale... ale nie byłem dla operatora kimś, komu można było poświęcić więcej uwagi i pracyzji, aby nie mieć kłopotów z nietrzymaniem moczu. Przykre to, ale prawdziwe!...
Nic to, walczę do końca (ćwiczenia każdego dnia) i nigdy nie poprzestanę na tym, aby w przyszłości mieć kłopoty z nietrzymaniem moczu.
A poza tym: żyję, i to jest przecież najważniesze! Prezentuję się tak, jak na aktualnym zdjęciu (wiosna 2023) z prawej strony tego tekstu, a przecież mam już - niestety! - 74 lata...
Pomysł i wykonanie: Olaf W. - wiosna 2018
forum seniorzy
seniorzy
Wróć do spisu treści